poniedziałek, 20 czerwca 2011

pierwsza wyprawa w góry, cel: KRYWAŃ

Pewnego dnia mama zaproponowała mi wyjście w góry.
Bardzo się cieszyłam, czekałam i czekałam, aż nadejdzie niedziela (był dopiero wtorek).
Nadszedł długo wyczekiwany dzień: niedziela, pobudka o 3:30.
O 4:20 przyjechali koledzy mamy, wsiadłyśmy do auta i pojechaliśmy.
Zatrzymaliśmy się na orlenie, przywitaliśmy się z innymi.
Dziwnie się czułam bo byłam jedynym dzieckiem.
Był tam pan: Rafał, Leszek. Rafał, Bartek, Maciek, Grzesiek, Radek.
Dominika i Karolina, panie Bożena, Monika i Bożena.
Dojechaliśmy na Słowację, dalej poszliśmy na nogach.
Na początku było bardzo trudno, lecz później nie czułam zmęczenia.
Szłam z przodu, a mama została z tyłu bo nie nadążała za mną.
Dziwnie było bo szliśmy w wielkiej mgle, więc nie widziałam wielkiej przepaści.
Mieliśmy parę przystanków na których rozmawialiśmy i się śmialiśmy.
Potem szłam z Karoliną, szłyśmy z samego przodu.
W połowie podejścia zdecydowałyśmy, że dalej już nie damy rady iść.
Zaczęłyśmy schodzić w dół, musiałyśmy na pupach bo inaczej się nie dało.
Zrobiłyśmy sobie przerwę i czekałyśmy na innych.
Zjadłyśmy co nieco i odpoczęłyśmy, tak jak inni gdy przyszli.
Zaczęliśmy schodzić w dół, schodziliśmy i schodziliśmy.
Wreszcie doszliśmy do miejsca, z którego miały nas zabrać samochody, pożegnaliśmy się i wsiedliśmy do auta.
Do domu wróciłam około 23. Kąpiel i spać!!!
W poniedziałek zaczynam lekcję o 8:00.
Mama na szczęście pozwoliła mi zostać w domu.

       Dalsze przygody później...
      

      


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz