piątek, 15 lipca 2011

cel: Grzebień Polski i Mała Wysoka


Z domu wyjechałam o 4:30, byłam strasznie śpiąca i prawie całą drogę przespałam, tak jak moja mama i pani Bożenka.
Zbiórkę mieliśmy na orlenie o 5:00.
Przywitaliśmy się, porozmawialiśmy i pojechaliśmy dalej.
Jechaliśmy i jechaliśmy...
Aż wreszcie dojechaliśmy.
Przepakowaliśmy się i poszliśmy.
Nagle wzmógł się wielki wiatr.
Porywało każdego w prawo i w lewo.
Panu Grześkowi i Radkowi to nie przeszkadzało, byli prawie na Grzebieniu Polskim, a my dopiero przy schronisku.
Weszliśmy do restauracji, spotkaliśmy  słodziutkiego psiaka. 
Wszyscy go głaskali i robili sobie z nim zdjęcia...
Rozmawialiśmy też z Słowakami, poczęstowaliśmy ich pysznym ciastem truskawkowym mojej mamy.
Po odpoczynku poszliśmy dalej.Było bardzo trudno bo nadal wiał wiatr.
Szliśmy i szliśmy...
Aż doszliśmy na Grzebień Polski.
Wszyscy odpoczęli i coś zjedli.
Pan Grzesiek i Radek już od dawna byli na Małej Wysokiej ale jak zauważyli, że jesteśmy na Grzebieniu zeszli do nas i wyszli z nami drugi raz. 
Na szczycie dorośli wypili kawę a ja herbatkę.
Podzieliliśmy się na 2 grupy jedna poszła nową drogą a druga tą co przyszliśmy. 
Ja poszłam nową drogą z mamą  panem Rafałem, Leszkiem i Mirkiem.
Myśleliśmy że będzie to łatwa droga lecz okazało się, że nie była aż taka łatwa.
Było trochę śniegu, ale daliśmy rade i poszliśmy dalej. 
Była to bardzo długa droga szliśmy i szliśmy...
Ale doszliśmy.
Pierwsza grupa była już na dole i na nas czekała.
Wszyscy byli ledwo  żywi więc pojechaliśmy prosto do domu.